Niedawno byłam na tak zwanym „spotkaniu po latach”. Przygotowałam się psychicznie na pytania o sensacyjne wątki mojego życia uczuciowego, o córkę, o pracę w samorządowym PR, drugie studia. Nie przewidziałam tylko jednego – że bohaterem wieczoru zostanie coaching!
A tak się właśnie stało. Moja decyzja, żeby do dyplomu z psychologii dodać coachingowe SpecMoce okazała się zaskakująco godna uwagi. Byłam naprawdę w szoku, że tematowi poświęcono tyle czasu, energii i emocji. A nie było to ostatnie takie spotkanie. Osoby się zmieniają, ale główne argumenty pozostają te same. Co zatem słyszę? I co o tym sądzę? Jedźmy od początku!
Coaching to zaklinanie rzeczywistości – obciach i powtarzanie sobie „jesteś zwycięzcą”.
Są takie momenty, kiedy zastanawiam się, czy moi rozmówcy nie mylą mnie z kim innym. I rozmowy o coachingu to jest właśnie jedna z tych chwil. Niby się znamy. Niby zrobiliśmy razem N rzeczy, w których widać było, jaki ze mnie rzetelny, ufający faktom człowiek. A tu proszę, jest podejrzenie, że zajmuję się zaklinaniem chorób, manipulacją i robieniem z siebie idiotki.
Nie ma wątpliwości – istnieją mało wiarygodne osoby, przekraczające granice coachingu, nie stosujące się do zasad, istnieją też osoby zwyczajnie niekompetentne. Podobnie jest – niestety – w psychoterapii. W medycynie. Na uniwersytetach. I w branży remontowej.
Podobnie jak wszędzie, obciach i niekompetencja niektórych przedstawicieli branży nie dyskwalifikuje wszystkich. Zgodnie z logiką netu bad news z obciachowym wystąpieniem czy błędem w sztuce zdobywa miliony klików, historie typu „ale fajnie mi to pomogło” – mniej.
Coaching to histeria powszechnej szczęśliwości! To niezdrowe i nienaturalne.
Przy tym argumencie zawsze odnoszę wrażenie, że osoba, z którą rozmawiam:
– albo bardzo chce skorzystać z coachingu, ale się wstydzi
– albo jest hojnie obdarzona przez naturę ponadnormalną odpornością i stabilnością psychiczną i zakłada, że inni mają podobnie.
Serio nie chcesz nauczyć się czegoś nowego, dzięki czemu będzie Ci lepiej? Serio nie warto odbyć rozmowy i zrobić paru zadań, dzięki którym rusza się z miejsca?
Sorry, takie mamy czasy, że zamiast cierpieć w ciszy ludzie wolą skupić się na tym, co można zrobić. Takie mamy czasy, że możemy pozwolić sobie na analizę, ambicję, aktywność.
Takie mamy czasy, że na wielką skalę chcemy poznać możliwości mózgu, tajniki mechanizmów stojących za naszymi zachowaniami i wykorzystywać wnioski z tych poszukiwań.
I patrz punkt pierwszy – serio myślisz, że obiecuję ludziom życie bez porażek, bólu, smutku i gniewu?
Powiedz samotnej matce z pięciorgiem dzieci, żyjącej za najniższą krajową, że coaching za pińcet jej pomoże
A to coaching powinien tu pomóc? Żadna dziedzina nie jest sama w sobie lekiem na całe zło, rozwiązaniem każdego problemu. Jeśli ktoś tak mówi, to nie mówi prawdy.
Uważam, że tej osobie powinno pomóc państwo i że my powinniśmy jej pomóc. Regularnie przekazuję datki na cele dobroczynne, jestem aktywna społecznie, bardzo poważnie podchodzę do kwestii polityki i wyborów.
Interesuje mnie, które ugrupowanie wspiera po pierwsze wyrównywanie szans, a po drugie dostęp do bezpłatnej pomocy – interwencji kryzysowej, asystentów rodziny, usług psychologicznych i pedagogicznych. Usługi coachingowe także mogłyby być nie od rzeczy na pewnym etapie, i mówię tu z doświadczenia. Bo miałam włączone zajęcia coachingowe do programu dla osób, mających problemy z zatrudnieniem. Zajęcia były bardzo wysoko ocenione. Za to, że ktoś wysłuchał, poświęcił całą swoją uwagę, pomógł spojrzeć na sytuację z boku i pomógł zaplanować następne kroki.
Coaching to pranie mózgu, by ludzie byli trybikami w korpomachinie
Coaching to pranie mózgu, i wciskanie kłamstw, że wszyscy mają rzucić robotę i paść owce w Bieszczadach
Hmmm. Co tu zrobić, skoro te dwa zdania sobie przeczą? A przecież napotykam je równie często.
Czyżby to o czymś świadczyło?
Dla uspokojenia dodam, że coach nie ma prawa narzucać swojego zdania, celów i rozwiązań. Chcesz mieć lepsze wyniki w pracy – pracujesz nad tym. Chcesz myśleć nad innymi możliwościami – myślisz. Coach pomoże Ci pamiętać o innych dziedzinach życia, nawet gdy chcesz wyciskać efekty w robocie. Zanim rzucisz się z motyką na słońce, zagoni Cię do sprawdzenia, czy to naprawdę taki świetny plan. A przede wszystkim zorientowania się, od czego i dlaczego chcesz uciec.
Coaching to spłycona psychologia, ludzie powinni chodzić z problemami do psychoterapeuty
O tym, z czym iść na psychoterapię a z czym iść na coaching, o różnicach w obu podejściach napisano już bardzo wiele. Jedno warto powtarzać w nieskończoność – etycznie prowadzony coaching nie wchodzi w zakres psychoterapii. Są to dwie różne rzeczy.
Jeśli otworzymy się na to, że druga osoba może nam pomóc i że warto w to zainwestować, to okaże się, że mamy całkiem różne potrzeby. A oprócz coachingu i psychoterapii do naszej dyspozycji stoi również: psychoedukacja, trening umiejętności miękkich, mentoring, arteterapia, wszelkie metody pracy z ciałem, różnorakie coachingi hybrydowe, łączące rozwój osobisty z nauką umiejętności lub różnymi działaniami. Żaden ze sposobów nie przeczy innym ani ich nie zastąpi.
Po co chodzić do coacha, skoro można sobie samemu to wszystko zrobić
Przypomina mi się sytuacja, kiedy do mnie, jako nieaktywnej, acz figurującej na stronie, trenerki szybkiego czytania i nauki, zadzwoniła dziennikarka. Szybko okazało się, że miała gotową tezę artykułu i szukała kogoś, kto ją potwierdzi. Teza brzmiała – kursy to naciągactwo, bo każdy może sobie zrobić ćwiczenia z Internetu. Chyba nie dostała tego, czego szukała. Obiecałam jej dobre wyniki w pracy samodzielnej, pod warunkiem, że sama, bez zewnętrznej zachęty i kontroli, przez 6 tygodni po kilkanaście godzin tygodniowo będzie wykonywać żmudne ćwiczenia poszerzające pole widzenia i polepszające koordynację, sama będzie przelatywać wzrokiem określonymi metodami kolejne teksty, sama zrobi sobie z nich quizy i sama będzie pilnować relaksacji i przerw na zabawy.
To nie jest tak, że nie ma osób, które byłyby w stanie to zrobić i mieć wyniki.
Znam ich przecież kilka.
No właśnie. Kilka.
Moda na coaching jest wkurzająca
Oj, to już hardcore, bo jak z tym niby dyskutować? Tak to jest z modami, że mogą wkurzać. Obecne brody u panów czy dawniejsze odkryte brzuszki u pań (pamiętacie to jeszcze?) można kochać lub nienawidzić. Coachingu nie dyskredytuje to, że jest zjawiskiem, o którym dużo się mówi i że nowi coache wszelkiej maści mnożą się jak grzyby po deszczu.
Proponuję zauważyć, że skoro tak jest, to znaczy, że jest potrzeba, ogromna potrzeba.
Dlatego coachingowo zostawiam wątpiących z pytaniem:
Co proponujecie z tym zrobić? Jakie macie inne pomysły na ludzi potrzebujących bezpośredniego wsparcia, dostępu do zrozumiałej wiedzy, do inspiracji czerpanej od żywego człowieka? Potrzeb nie można lekceważyć ani odwracać się do nich tyłem.
Dlatego pytam Was, wątpiący i radzący inne kierunki rozwoju:
Jeśli nie coaching, to co?
Anna Łagowska – SpecRedaktorka Naczelna. Od ponad 15 lat buduje słowem drogę od człowieka do człowieka. Łączy moc psychologii i coachingu z filologiczną wiedzą o komunikacji. Ulubione misje: redagowanie tekstów, szkolenie i budowanie zespołów.