Mówi się: „mała, gruba, łysa, bez kasy – a i tak wszyscy ją kochają”. Dzieci w ogóle nie posiadają świadomości tego, czy są ładne czy brzydkie, mądre czy głupie, dobre w czymkolwiek czy złe, one po prostu SĄ. Dopiero z biegiem lat uczą się od dorosłych oceniać siebie i świat wokół. Wtedy też po raz pierwszy dostrzegają swoje niedoskonałości i uczą się jak sobie z nimi radzić. Od tego, czy zrozumieją, jak zaakceptować siebie będzie zależało ich dalsze życie.
Przy zetknięciu z rozwojem osobistym wielokrotnie słyszałam: „Nikt Cię nie skrzywdzi, dopóki sama mu na to nie pozwolisz”. Długo nie rozumiałam tego stwierdzenia i wręcz mnie drażniło, kiedy po raz kolejny na nie trafiałam. Nie mówiąc już o frazesach typu: „pokochaj siebie” czy „zostań swoim przyjacielem”. Szczerze ich nienawidziłam, tak samo z resztą jak siebie samej.
Zupełnie normalną sprawą było dla mnie ganienie siebie za wszelkie porażki, wyzywanie w myślach od „głupiej, brzydkiej, grubej, nieudolnej…” – przecież wszyscy tak robią. Głos w mojej głowie pojawiał się wielokrotnie w ciągu dnia i był bardzo nieprzyjemny, nie szczędził mi przykrości.
A przyjmowanie komplementów? My Polki jesteśmy chyba mistrzyniami w wymyślaniu wymówek wobec osób, które próbują nas komplementować. Nawet kiedy czarno na białym ktoś chce nam pokazać, że coś osiągnęłyśmy, zawsze znajdziemy wyjaśnienie, które nam umniejsza.
Wiele lat minęło zanim to się u mnie zmieniło. Przeczytałam całe mnóstwo książek, przerobiłam wiele szkoleń i prawie zawsze wszystko sprowadzało się do zdania „pokochaj samą siebie, od tego wszystko się zaczyna…”. Nie była to łatwa droga. Nic nie zmienia się w jeden dzień. Jak w większości przypadków jeden krok do przodu kosztował mnie dwa kroki w tył. Ale chęć dokonania zmiany w życiu była silniejsza i dodawała mi sił. Dzisiaj mogę w 100% potwierdzić, iż od miłości do samej siebie wszystko się zaczyna. Wpływa ona na każdą sferę życia, zarówno prywatną jak i zawodową. Dopiero kiedy pokochamy siebie, możemy sięgać w życiu po więcej.
Najczęstszym problemem naszego samokrytycyzmu jest wygląd zewnętrzny. To nasze kompleksy nie pozwalają nam na samoakceptację. Wciąż czekamy, aż uda nam się schudnąć, wyleczyć problemy skóry, poprawić mankamenty ciała, by zacząć cieszyć się życiem. Usłyszałam kiedyś od starszej Pani myśl, która utkwiła mi głęboko w sercu. Powiedziała, że większość kobiet cieszy się wyjazdami na urlop dopiero na starość, ponieważ wtedy nie przejmują się swoim wyglądem i czerpią radość z samej podróży. Czy to nie jest straszne?
Ile razy zamiast beztrosko bawić się na plaży ze znajomymi czy ze swoimi dziećmi siedziałaś skulona na ręczniku, żeby tylko ktoś nie zwrócił na Ciebie uwagi? Żeby nikt nie zauważył Twoich dodatkowych kilogramów? Ile razy podczas grillowania czy innych imprez zamiast czerpać radość ze wspólnie spędzanego czasu, rozmawiać na ciekawe tematy, bawić się, Ty siedziałaś po cichu i zastanawiałaś się kto i co o Tobie myśli? Nikt z nas nie wie, ile dni życia mu pozostało i jak świat będzie wyglądał jutro. Wszyscy idziemy w tę samą stronę – starzejemy się, a nasze ciało traci na atrakcyjności. Czy na tym powinniśmy się skupiać w życiu? Czy naprawdę Twój wygląd i Twoja waga decydują o Twojej wartości?
Zapytaj swoje dzieci czy kochałyby Cię mniej lub bardziej, gdybyś była ładniejsza lub chudsza. Zapytaj swojego przyjaciela, czy byłabyś dla niego bardziej wartościowa, gdyby Twoje ciało wyglądało inaczej. Zapytaj swojego szefa, czy uważa, że Twoje sukcesy w pracy są wynikiem Twojego wyglądu. Nie uważam, że teraz masz nagle wszystko odpuścić i kompletnie przestać o siebie dbać. Przeciwnie – dbaj o siebie nawet bardziej niż dotychczas, ale z miłości, dlatego że Twoje ciało zasługuje na zdrowie i na energię, a nie z nienawiści. Nienawiść jeszcze nigdy niczego nie zbudowała.
Jest tyle prawdziwych problemów na świecie, straszne choroby, wypadki, które zmieniają życie o 180 stopni, kataklizmy, tragedie, a my zamiast cieszyć się zdrowiem, kolejnym dniem, w którym mamy nieograniczone możliwości, użalamy się nad sobą, bo nasz wygląd nie jest idealny?Idealny to znaczy jaki? Jeśli przyjrzymy się historii zauważymy, że kanon piękna zmienia się średnio co 10-20 lat. Być może nie wpasowujesz się w aktualny trend, ale czy warto marnować życie na przejmowanie się tym?
Od kiedy wyzwoliłam się ze swoich kompleksów zaczęłam naprawdę żyć. Zaczęłam czerpać przyjemność z drobiazgów, których kiedyś nie dostrzegałam, bo przecież miałam większe problemy – mój wygląd. Tylko my sami możemy zdecydować o tym, na czym chcemy skupić swoją uwagę i jak przeżyjemy swoje życie. Codziennie rano wstajemy i mamy możliwość wyboru tego, na czym się dzisiaj skoncentrować. Ja wybieram radość życia i odkrywanie jego uroków. Od kiedy zgasiłam krytyka w swojej głowie, czuję i widzę dużo więcej.
Żeby część z Was nie znienawidziła mojego tekstu (jak ja sama zrobiłabym to jeszcze kilka lat temu) podam kilka rzeczy, które pomogły mi dotrzeć tutaj, gdzie dzisiaj jestem 🙂
1. Zaczęłam od wyłączania krytyka.
Za każdym razem kiedy pojawiała się jakakolwiek negatywna myśl na własny temat w stylu „jesteś głupia, brzydka, gruba itp.” natychmiast ją przerywałam, zaczynałam myśleć o czymś zupełnie innym albo nucić jakąś melodię lub po prostu w kółko powtarzałam w myślach „lalalalalala…”.
2. Zaczęłam chwalić samą siebie.
Za każdym razem kiedy zrobiłam coś dobrego, np. poprawnie wykonałam jakieś zadanie w pracy, w domu zrobiłam coś, co od dawna odkładałam na później lub spełniłam jakiś dobry uczynek wobec drugiej osoby, gratulowałam sobie (niejednokrotnie przed lustrem).
3. Nauczyłam się przyjmować komplementy.
To było jedno z najtrudniejszych zadań. Zaczęłam od tego, że kiedy ktoś mnie komplementował, przestałam szukać wymówek czy zaprzeczać komplementom. Mówiłam „dziękuję” i koniec. Następnie wracałam do pkt. 1, nie pozwalałam własnym myślom zaprzeczać tym komplementom. Z czasem, nawet nie wiem kiedy, zaczęłam cieszyć się z komplementów i przyjmować je z wielkim uśmiechem na twarzy i z pełną wiarą, że są prawdziwe.
4. Zaczęłam mówić sobie „kocham Cię” stojąc przed lustrem.
Każdy kto miał problemy z poczuciem własnej wartości i próbował wykonać to ćwiczenie wie, jak ciężkie jest ono na początku. Pojawiają się łzy, żal, gniew… Wiele pierwszych prób kończyło się na staniu przed lustrem przez długi czas ze łzami w oczach i bezsilnych staraniach wypowiedzenia tych dwóch słów na głos. Ale kiedy wypowiesz je po raz pierwszy, drugi i kolejny, to z czasem jest coraz łatwiej. Faktem jest, że nasz umysł nie odróżnia fikcji od rzeczywistości i jeśli coś powtarzane jest odpowiednią ilość razy, w końcu staje się prawdą. Dzisiaj stojąc przed lustrem nie tylko mówię sobie, że kocham siebie, ale przede wszystkim to czuję. A to naprawdę wspaniałe uczucie.
5. Zrozumiałam, że miłość nie zależy od wyglądu
Kiedy pojawiają się gorsze dni, myślę o wszystkich osobach, które kocham i uświadamiam sobie, że kocham ich nie za to jak wyglądają, nie za to, że są idealni i nigdy nie popełniają błędów, tylko za ich całokształt. Wtedy przypominam sobie, że oni też kochają mnie dokładnie taką jaka jestem, a nie taką, jaką chciałabym być w swoich wyobrażeniach.
6. Dostrzegam, jak wiele szczęścia mam w życiu
Współczuję ludziom, których dotknęły choroby, wypadki i inne tragedie. Uświadamiam sobie wtedy jak wiele dobrego jest w moim świecie, że jestem w pełni sprawna i zdrowa i że dzięki temu mam mnóstwo możliwości. Możliwości, których tak wielu ludzi na świecie nie ma i już nigdy mieć nie będzie.
7. Kluczowym ćwiczeniem było dla mnie wyobrażenie sobie siebie jako małego dzidziusia (który nadal żyje w każdym z nas).
Co byś powiedziała takiemu dzidziusiowi? Przecież jest idealny, nawet jeśli coś mu nie wychodzi, to nigdy się nie poddaje i zawsze próbuje dalej. I przede wszystkim bardzo, ale to bardzo potrzebuje Twojej miłości, wiary w to, że zawsze sobie poradzi, że nawet jeśli coś mu nie wyjdzie, to Ty i tak przecież nie przestaniesz go kochać. A więc odnalazłam w sobie tego dzidziusia i staram się o nim zawsze pamiętać.
Nie czekajcie kolejnych lat, nie czekajcie nawet kolejnych dni na to by pozwolić sobie pokochać siebie i zacząć naprawdę żyć. Dla wielu z Was tak jak dla mnie będzie to długi, czasami bolesny proces, ale uwierzcie mi, że warto go przejść. Po drugiej stronie już zawsze jest lepiej. Doceniajcie każdą minutę, która została Wam tutaj podarowana i nie marnujcie jej na krytykowanie siebie. W tym samym czasie możecie zrobić coś przyjemnego dla siebie, swoich bliskich lub pożytecznego dla świata.
Gosia