Starożytni Grecy nazywali miłość „Szaleństwem bogów”. Ludzie przez tysiące lat umierali przez miłość, modlili się o miłość, wyśpiewywali miłość, żyli i zabijali dla miłości. To szaleństwo jest kluczową częścią naszego życia.
Wszystko na świecie rządzi się swoimi prawami. Mimo, że świat i ludzie są jak olbrzymi, złożony mechanizm, wiele zależności da się przewidzieć. Im więcej zaangażowania, tym więcej efektów. Im więcej poświęceń, tym więcej oczekiwań. Im więcej oddania, tym więcej zależności. Im więcej rutyny, tym więcej nudy. Im więcej wyzwań, tym więcej stymulacji i rozwoju. Im więcej lęku, tym więcej zazdrości. Im więcej ograniczeń, tym więcej marzeń o wolności. Można by tak wymieniać bez końca. Czy można więc przewidzieć więc miłość? Jestem ciekawa Twojego zdania.
Tristian i Isolda, Romeo i Julia, Scarlett O’Hara i Rhett Butler – piękne, skomplikowane związki. Mężczyźni przeżywający stres, a więc z podniesionym poziomem kortyzolu (hormonu stresu), znacznie szybciej się zakochują niż w warunkach bezpieczeństwa. Badacze odkryli, że to właśnie w czasach wojny lub po prostu subiektywnego odczucia zagrożenia, mężczyźni proszą częściej o rękę swojej wybranki. Nie ma więc lepszej strategii, niż poprosić go, by wziął kredyt lub podjął jakiekolwiek ryzyko. Kobiety mają odwrotnie. Nie zakochają się, odczuwając permanentny stres. Umiarkowany stres dla zakochania jest w porządku, ale zbyt duża ilość kortyzolu w mózgu kobiet powoduje zahamowanie wydzielania innych hormonów, które wspomagają miłość romantyczną.
Gdy człowiek do drugiego człowieka żywi jakiekolwiek uczucie, mogą się oni przeglądać w sobie niczym w lustrze, pokazując te najlepsze lub te najgorsze cechy swojego oblicza. Takie lustro jest zawsze krzywym zwierciadłem, odbija tylko to, co druga osoba w nas uaktywnia. Gdy mnie uwielbiasz – jestem królową. Gdy mnie pieścisz – jestem kochanką. Gdy mnie krzywdzisz – jestem ofiarą. Gdy ze mną rozmawiasz i słuchasz – jestem przyjaciółką. Gdy mnie kochasz – jestem ukochaną. Gdy mnie ignorujesz – przestaję istnieć. W pewien sposób zawsze stajemy się podmiotem rodzaju relacji. Tutaj warto zadać sobie pytanie – jakim lustrem ja jestem dla drugiej strony? Zwierciadło nigdy nie jest bierne. Zwierciadło jest aktywne i zależne od intencji.
Niektórzy mówią, że przeciwieństwem miłości jest nienawiść. To nieprawda. Nienawiść leży blisko miłości. Tak łatwo nienawidzić kogoś, kogo się kochało i bywają przypadki, że zakochują się ci, którzy się nienawidzili – zgodne z przesłanką – „Kto się czubi, ten się lubi”. Obojętność i ignorancja są jak zimna ściana. Nie można się w niej przejrzeć. Obojętność sprawia, że drugi człowiek przestaje istnieć. Nawet dorosły umysł, dojrzałe serce nie pozostanie obojętne na obojętność.
Czerwień to kolor miłości, podobnie jak krwi, wina i truskawek. Być może to nie przypadek. Wino upaja, uskrzydla, stępia umysł. Podobnie jak miłość. Krew daje życie, jak i je zabiera. Truskawki są słodkie, ale tylko w sezonie. Sternberg (ten od trójczynnikowej teorii miłości) zbadał jej wymiary. Okazuje się, że ludzie próbują naiwnie wierzyć, że przy tej jednej, jedynej osobie namiętność nigdy nie przeminie. Przeminie. Minie najdalej po dwóch latach (dlatego romantycznym kochankom doradza się odczekanie tego czasu, aby podjąć decyzję, co dalej). W fazie największej namiętności, pojawia się intymność. Ona potrwa dłużej niż namiętność, ale to, czy pozostanie w relacji osób kochających się, zależy w dużym stopniu od rytuałów. Sądzimy, że miłość trwa. Ona nie trwa. Ona jest „robiona”, lepi się ją każdego dnia – gestami, rytuałami, wyzwaniami, rozmowami, zbliżeniami, dawaniem wzajemnej przestrzeni. W czasie, gdy namiętność opada, pozostaje zaangażowanie. Trzeci składnik najbardziej będzie spajał związek do ostatnich dni, ale tylko jeśli któraś ze stron nie stanie się ścianą, ciszą, słowem „nie”, próbą „zmiany” – ale nie siebie, tylko tej drugiej strony.
Jeśli połączysz namiętność z intymnością – dostaniesz miłość romantyczną Połączenie namiętności z zaangażowaniem da Ci miłość fatalistyczną. Scalenie zaangażowania z intymnością stworzy miłość braterską. Miłość kompletna to połączenie wszystkich trzech składników. Która z nich jest Ci najbardziej znana?
Zakochanie angażuje te same szlaki i obwody w mózgu, które są uaktywniane podczas odczuwania głodu i pragnienia. Zakochanie nie jest „czystą” emocją, ten stan raczej wyłącza jedne emocje a intensyfikuje inne. Objawy zakochania są podobne w skutkach do stanu osiąganego po extasy, amfetaminie, czy kokainie. Chemiczne więzi miłości z reguły są wzmacniane i utrwalane przez fizyczny kontakt – dotyk, pocałunki, czy w końcu seks. W organizmie rośnie poziom oksytocyny i dopaminy. Hormony te powodują, że sceptyczna część umysłu, odpowiedzialna za analizę i zachowanie czujności idzie spać. Nie jesteśmy w stanie racjonalnie myśleć. Racjonalność wraca po kilkunastu miesiącach.
Czy zakochanie można podkręcać?
Tak, pod warunkiem, że opanujemy sztukę wspólnego podnoszenia sobie dopaminy w mózgu, czyli aktywowania ośrodka nagrody. Jak? Najlepiej przez wspólne robienie rzeczy, która dają przyjemność – gotowanie, jedzenie, podróże, seks, ćwiczenia, dotyk, pocałunki. Z badań wynika, że przez setki lat, wiele kojarzonych małżeństw, ostatecznie zakochiwało się w sobie, jeśli dbali o wymienione rytuały.
W jednym z odcinków „Gry o tron”, pretendentka do tronu mówi: „Nie chcę być królową, chcę być TĄ jedną, jedyną, przynależną”.
Potrzeba przynależności towarzyszy człowiekowi od tysięcy lat. Miłość daje poczucie bezpieczeństwa. Dziecko pragnie więzi z kimś, kto da mu bezpieczeństwo i ciepło. Dorosła osoba potrzebuje tego samego od swojego partnera/partnerki. Niewiele z nas zdaje sobie sprawę, że psycholodzy zbadali, jak wczesne dzieciństwo może wpływać na rodzaje relacji (dokładnie rodzaje przywiązania), które budujemy w dojrzałych związkach. Czasem te wzorce wyniesione z domu są tak silne, że nie możemy od nich uciec, choć najczęściej w ogóle nie jesteśmy ich świadomi. Jedna osoba będzie czuła swobodę w bliskim kontakcie, inna ogromne pragnienie tej bliskości, jeszcze inna poczuje strach przed bliskością. Jedna osoba będzie budowała swoistą „bańkę”, która ochroni ją przed zależnością. Inna zatraci się bez pamięci w uczuciu, nie pozostawiając sobie nawet kawałka przestrzeni. To spowoduje lawinę kolejnych, przewidywalnych zdarzeń.
Jaka jest recepta dla szczęśliwego związku? Blisko, ale nie za blisko. Daleko, ale nie za daleko. Lojalnie, ale bez zatracenia. Wspólnie, ale czasem osobno.
Norniki preriowe to jeden z najbardziej wiernych gatunków ssaków na Ziemi. W przeciwieństwie do ich kuzynów. Samce norników górskich wciąż gonią za nowymi partnerkami, w ogóle nie tworząc stałych związków. Różnica tkwi w długości. Chodzi o długość genu receptora wazopresyny. Nie wchodząc w szczegóły, owy gen jest uwarunkowany genetycznie. Dotyczy to także ludzi. Gatunek ludzki prezentuje pełne spektrum – od całkowitej poligamii do pełnej monogamii. W wyniku badań, udało się ustalić, że za trwałość relacji i wierność u mężczyzn jest odpowiedzialny gen receptora wazopresyny. Im dłuższa wersja genu wazopresyny, tym większe prawdopodobieństwo, że samiec danego gatunku będzie wierny. Długoś wersji omawianego genu ma zatem znaczenie. Być może test na taki gen można będzie kiedyś zakupić w aptece.
Rozstanie, z zwłaszcza porzucenie boli. Boli czasem tak mocno, jak przywalenie z pięści. Może bardziej. Może nawet jak odcinana ręka lub wydzierane na żywca serce. Rozstanie kochanków, albo porzucenie przez jednego z nich powoduje neurochemiczne zmiany podobne do tych, które towarzyszą fizycznym urazom.
Ból jest odczuwany na tym samym poziomie i pewne struktury mózgu nie rozróżniają, co jest jego źródłem – aspekt psychiczny, czy fizyczny. Badacze dochodzą do wniosku, że ten „ból fizyczny”, który odczuwa porzucony mózg jest sygnałem wykształconym w efekcie ewolucji i oznacza zagrożenie związane z izolacją społeczną. Ból przyciąga wówczas naszą uwagę i motywuję do usunięcia jego źródła. Znalezienie kolejnej miłości, seks zapewnią skołowanemu mózgowi tak potrzebną dopaminę i oksytocynę, a to z kolei gwarantuje bezpieczeństwo i przetrwanie.
Miłość jest jak rodzaj opowieści, a my nieświadomie realizujemy jedną z nich. O czym snujemy opowieści?
Opowiadamy sobie o dziełach sztuki – chcę widzieć partnera/partnerkę jak ideał, posąg, dzieło, którym mogę się chwalić. Oby nie skończyło się jak w powieści Schimitta „Kiedyś byłem dziełem sztuki”, bo od dzieła do dziwadła krótka droga.
Realizujemy miłość jak przepis kulinarny – jak wybierze się odpowiednie składniki i dobrze je wymiesza, to powstanie placek. Niestety, czasem wychodzi zakalec.
Opowieści baśniowe – „żyli długo i szczęśliwie w pięknym zamku”. Frustracja narasta, gdy on nie jest księciem, ona księżniczką a zamek jest przeklęty i na kredyt.
Opowieść to zagadka i nie powinniśmy ujawniać zbyt wiele – tajemnice są piękne i magnetyczne, ale po czasie pojawia się przewidywalne „Skąd miałam wiedzieć, że masz inne oczekiwania?”
Opowieść o poświęcaniu – poświęcasz się bez reszty, końcem życia mając pretensję, że niewiele dostałaś w zamian. Czas przestać wierzyć, że dajemy bez chęci otrzymania czegoś w zamian.
Opowieść o ogrodzie – być może jedna z realniejszych bajek; miłość jest jak ogród, gdy go nie pielęgnujesz, rośliny usychają. Gdy dbasz, kwiaty rozkwitają, piękno ogrodu uwodzi, a sąsiedzi zazdroszczą.
Opowieść o podróży – być może tę opowieść za rzadko realizujemy. W końcu cel to prawie zawsze droga, nie miejsce.
Jaki rodzaj opowieści Tobie jest znany? Miłość w pewnym stopniu jest przewidywalna. W pewnym stopniu jest zero jedynkowa. Należy jednak wierzyć, że jest jakiś skrawek miłości, który jest magią i metafizyką. Przy tym wszystkim, warto pamiętać, że nic, co w życiu ważne i piękne nie dzieje się bez pracy. Każdy z nas zasługuje na miłość. Każdy powinen mieć codzienną dawkę miłości.
Dużej jej dawki Wam życzę <3.
P.S. Jesli podobał Ci się ten artykuł, zapisz się na nasz newsletter.
Przesyłany zawsze z dobrą energią 🙂 Do napisania!
Klaudia