SpecBabki – ogłaszam oficjalne rozpoczęcie działalności Kolegium SpecRedakcyjnego! Kim jesteśmy? SpecBabkami, które lubią i umieją pisać. Co dla Was mamy? Wiedzę, inspirację, dużo zachęt do rozmowy i dużo własnych doświadczeń. A skoro o własnym doświadczeniu mowa…
Dziś zapraszam Was do uczestnictwa w internetowym eksperymencie, o jakim świat jeszcze nie słyszał. Bo tym właśnie będzie SpecBabka pod wodzą SpecRedaktorek. O tym jednak za chwilę, najpierw opowieść, jak to się wszystko zaczęło.
Około rok temu z niepokojem przyjrzałam się, jak spędzam wolny czas. Kiedyś, jeszcze jako dwudziestolatka, bardzo bałam się, że stanę się telewizyjnym zombie, które po pracy pada na kanapę i tylko przeskakuje z kanału na kanał. Chciałam mieć inne zwyczaje. Internet – to było coś! W komputerze czekał na mnie cały świat. Świadomy wybór wartościowych informacji zamiast kolorowej, przypadkowej telewizyjnej papki.
Po paru(nastu) ładnych latach zorientowałam się, że tylko krok dzieli mnie od stania się zombie. Nie telewizyjnym, a internetowym. Współczesny, ulepszony model 3.0. W ręce zamiast pilota – smartfon. Zamiast przełączania kanałów, scrollowanie, scrollowanie, scrollowanie walla na fejsie. Karmienie się stekiem bzdur – przejaskrawionych lub fałszywych wiadomości i klopsem z zupełnie przypadkowych zbitek liter i obrazów.
Takie odżywianie umysłu śmieciowym jedzeniem nie pozostaje bez śladu. Nic dziwnego, że badania wpływu aktywności w serwisach społecznościowych na dobrostan są aktualnie ważnym trendem w psychologii, psychiatrii, socjologii. Zmiany w moim zachowaniu potwierdzały wszystkie najmniej optymistyczne diagnozy. Obniżenie nastroju, problemy z motywacją do innego działania, zły wpływ znajomości w sieci na prawdziwe relacje. Wnioski były niewesołe. Postanowiłam jednak nie wyrzucać z biegu fejsa na śmietnik, tylko chwilkę się zastanowić nad tym, co tu się dzieje.
Jak to możliwe, że Internet, mający być remedium na bierność i bezsilność, uziemił mnie i sparaliżował? Jak to się miało do moich marzeń o demokratycznym internecie, w którym mówię i jestem słuchana?
Jak zawsze, pomogło spojrzenie na problem z mniej osobistej perspektywy. Po pierwsze, niezależnie od tego, na co sieć ma być remedium, jest ona kolejnym medium. A ten grunt już przecież znałam. W mediach nie ma „zmiłuj się”, chcesz korzystać – płać. Bez mrugnięcia okiem płacimy za kablówki, telewizje satelitarne, gazety. Kiepskie media są tanie. Ale im mniej opłat, tym więcej reklam i ideologii – to wie każdy. Nie powinno nas dziwić, że w internecie także królują podobne zasady wymiany.
Banał? Niekoniecznie. Naprawdę przywykliśmy myśleć o tym, że w „demokratycznej” sieci wszystko jest za darmo, tak przecież było na początku. W ostatnich dniach zawrotną karierę robi mem Roberta Bernaciaka – krótkie podsumowanie, pokazujące, jak w ciągu ostatnich 10 lat zmienił się internet.
Tak, to prawda. W 2008 większość rzeczy do czytania była za darmo. Było wtedy jednak znacznie mniej wysokiej jakości treści, udostępnianych bezpośrednio przez ludzi, znających się na rzeczy. Trudniej też było je znaleźć. Dziś jest niewspółmiernie więcej informacji bardzo wysokiej jakości, dostępnej, czekającej dosłownie za rogiem, potwierdzonej rekomendacją znajomych. Jednak trzeba za to zapłacić. Czasem dosłownie, pieniędzmi, jak w cyfrowych wydaniach gazet, czasem w całkiem innej walucie. Za dostęp do ciekawych artykułów płacimy zapisaniem się na newsletter, zgodą na obejrzenie reklamy, udostępnieniem swoich danych, dołączeniem do jakiejś społeczności.
Łatwo zatem przeanalizować, że, będąc na Facebooku, za facebookowe dobra i udogodnienia płacę dość wysoką cenę. Wypłacam się cząstką swojej prywatności, pozwalam rejestrować i podglądać moje upodobania i zachowania. Staję się też towarem – odbiorczynią reklam i informacji, za których rozpowszechnianie ktoś zapłacił. Otrzymuję za to dwie ważne rzeczy: mam kontakt z ludźmi z całego świata oraz mogę publikować i rozpowszechniać własne komunikaty. Trzecią korzyścią jest dostęp do morza informacji. Sama jednak muszę wybrać trasę, jaką będę żeglować po tym morzu. Tak, żeby za swoją zapłatę nie otrzymać towaru kiepskiej jakości.
Działa tu prawo znane wszystkim ludziom interesującym się rozwojem osobistym. Jeśli nie masz na siebie pomysłu – ktoś będzie miał go za Ciebie. Jeśli nie masz swojego scenariusza, będziesz grać w cudzym. Tak jest w życiu, tak jest w internecie. Można spędzać czas, pławiąc się w miałkiej papce spływających zgodnie z planem Facebooka, treści, licząc na to, że czasem wpadnie coś ciekawego. Można samej poszukać czegoś soczystszego, pożywniejszego, produktywniejszego.
Nie wyrzuciłam fejsa do śmieci. Poszukałam na nim lepszej karmy. Mój plan wyglądał mniej więcej tak:
Gdy bardziej zadbałam o jakość czasu, który spędzam on-line, wydarzyło się bardzo wiele fajnych rzeczy. Jedna ciągnęła drugą. Kolejnym oczkiem tego łańcuszka jest to, że dziś zapowiadam rozpoczęcie działania SpecRedakcji.
Kolegium SpecRedakcyjne to zespół, który stworzyłam na prośbę Klaudii Pingot. W zimie zaprosiłyśmy do współpracy chętne do pisania SpecBabki. Zaczęłyśmy od grupy szkoleniowej on-line. Potem było szkolenie stacjonarne i praca indywidualna nad tekstami i postami.
Gwarantuję, że będzie ciekawie, bo każda SpecRedaktorka jest inna, ma inne doświadczenia, specjalność zawodową. Są różne pasje, różne perspektywy. Poznacie je po kolei, czytając kolejne teksty, posty i inspiracje, które będziemy publikować na blogu, profilu na Facebooku i w grupie. Czeka Was ciekawa przejażdżka po tematach i światach: od negocjacji, przez flamenco, jabłka i gruszki. A do tego, na przemian oczywiście posty i teksty Klaudii, którą już miałyście okazję poznać w kolejnej, bardzo fajnej odsłonie.
Nie wiem, na jakim etapie związku z Facebookiem i internetem jesteś, SpecBabko.
Wiem, że o jakość tego związku trzeba dbać na bieżąco.
Wiem, że dołączyłaś do naszej społeczności z nadzieją na to, że spędzisz czas produktywnie.
Może lubisz SpecBabkę za to, że jest silna i potrafi pozytywnie wpływać na innych? Może przede wszystkim cenisz rzetelną wiedzę psychologiczną. Może najbardziej ujmuje Cię brak zadęcia. A może widzisz, jak my, SpecBabki jesteśmy ze sobą razem, nawiązujemy relacje, wspieramy się i współtworzymy różne rzeczy.
Dziś zbliża się coś nowego. Pomyśl, jak duże trzeba mieć zaufanie do społeczności, by oddać inicjatywę jej przedstawicielkom. Jak bardzo trzeba wierzyć w siłę współpracy i w możliwości innych ludzi, by podzielić się stworzonym przez siebie miejscem.
Miejscem, w którym razem z Wami, wyciśniemy fejsa jak cytrynę.
A to będzie dopiero początek.
Anna Łagowska – SpecRedaktorka Naczelna. Od ponad 15 lat buduje słowem drogę od człowieka do człowieka. Łączy moc psychologii i coachingu z filologiczną wiedzą o komunikacji. Ulubione misje: redagowanie tekstów, szkolenie i budowanie zespołów.