Dwóch łysiejących gości, jeden koło 50-tki, drugi po 60-tce siedziało naprzeciw nas. Ton ich głosu i rodzaj pytań sprawiał, że w pierwszej chwili poczułam się jak na rozmowie kwalifikacyjnej. Czułam, że AW siedząca obok mnie, także poczuła się niekomfortowo. Wypluwane z ich ust kolejne słowa po prostu mnie wkurwiły. Byłyśmy stroną większego projektu szkoleniowego, a ci naprzeciw zostali nam przedstawieni jako konsultanci naszych zleceniodawców. Miała to być partnerska rozmowa a zaczęło się od taktycznego sprowadzenia nas do parteru i głupich odzywek jak do maturzystek albo studentek, które szukają pierwszej pracy (z całym szacunkiem dla maturzystek i studentek).
„O nie, panowie, tak nie będziemy się bawić!” – pomyślałam, gdy ciśnienie znacznie mi podskoczyło, co czułam po pulsującej skroni. Skupiłam się na oddechu. Pomyślałam o Królowej Angielskiej. Jak by ona się zachowała Pomyślałam o placku mojej babci oraz wyobraziłam sobie dwóch łysoli na toalecie.
– Ale o co panu chodzi Bo nie rozumiem… – odparłam, świdrując ich wzrokiem. Pomogło. Pierwszy sierpowy. Nie daj sobie wejść na głowę, a będą Cię bardziej szanować. „Ale o co ci tak naprawdę chodzi?” to jedna z najbardziej perswazyjnych odzywek, której nauczyłam się od mojego mentora w CBŚ, którego zresztą podziwiałam i nienawidziłam jednocześnie.
Pierwsze pytanie zbiło ich trochę z tropu, ale dalej próbowali sprowadzić nas do roli uległych owieczek. Chciałam być miła i z natury jestem, ale jak ktoś mi pluje w twarz, to przecież nie będę udawać, że deszcz pada. Potyczka trwała kolejne pół godziny i żadna z nas nie spuściła z tonu.
Na odchodne rzuciłyśmy, że albo będą nas szanować, albo niech szukają kogoś innego. Wyszłyśmy zmęczone, ale bardzo się cieszyłyśmy, że wyszłyśmy z tarczą a nie na niej, choć pod znakiem zapytania stało, czy dostaniemy to zlecenie. Stwierdziłyśmy jednak, że nie będziemy się podkładać.
Zleceniodawcy odezwali się po kilku godzinach, przeprosili za sytuację i podpisali umowę.
Całe życie, na różne sposoby byłam pouczana, co mi przystoi lub nie jako kobiecie. Nigdy nie pasowałam do wzoru posłusznej, grzecznej dziewczynki. Nie chciałam bawić się lalkami, oglądałam Hi-Mena i grałam w statki kosmiczne na swoim pierwszym Atari.
Czułam się zagubiona, czułam się niedopasowana do świata, w którym żyłam. Do tych wszystkich wzorców, wymagań, do tego, co się powinno, a czego się nie powinno.
Miałam własną receptę na bycie dziewczyną.
Od kiedy pamiętam, chciałam być lubiana. Też mi wielkie odkrycie – wiele z nas, kobiet, pragnie być akceptowanymi, lubianymi, kochanymi. Wszelkie zatargi, konflikty i ewentualny ostracyzm bardzo dużo nas kosztują. Facetów też, owszem, ale nas więcej. To jeden z powodów, przez które nie sięgamy po władzę, nie bijemy się o stołki, nie prosimy o podwyżkę i czasem po prostu odpuszczamy.
Psychiczne koszty rywalizacji z mężczyznami są tak duże, że wolimy by cierpiała nasza duma niż dusza.
Nie wiem, jak to wygląda u Ciebie, ale powiem bez ogródek – zapomnij, że jesteś dobrze wychowana!
Kiedyś nie wiedziałam, jak okiełznać wewnętrzną siłę. Wiedziałam, jak wygląda miła kobieta, seksowna kobieta, ale nie miałam pojęcia, jak wygląda silna kobieta.
Nieokiełznana siła przejawia się w próbie dominacji, strategicznym fochu, czasem przekleństwach, wypieraniu emocji. Niemałym więc wyzwaniem jest nauczyć się bycia silną kobietą. Dla mnie było to ogromne wyzwanie. Czasem do dziś mam wątpliwości, czy jestem silna, czy po prostu agresywna, arogancka albo uprzedzona.
Zauważ, że oschłe „proszę zrobić to na jutro” z ust mężczyzny brzmi jak polecenie charyzmatycznego szefa, z ust kobiety – jak rozkaz zołzy.
Tymczasem charyzma, siła, władza nie ma płci – choć myśląc stereotypowo, szybciej połączymy ją z płcią męską niż żeńską. Stereotypowo uważamy też, że to mężczyźni są lepszymi szefami, lepiej kierują firmą, krajem czy zarządzają pieniędzmi.
Im dłużej będziemy tak myśleć, tym dłużej będziemy wierzyć, że bycie miłą się bardziej opłaca niż bycie silną. Tym dłużej będziemy dbać, aby nasze córki były grzeczne, zamiast pozwolić im porozrabiać, inwestując w ich kreatywność i pewność siebie.
Każda z nas może być silna na inny sposób. Charyzma nie ma płci, ale nie ma też konkretnej formy czy wieku. Charyzmatyczna była zarówno ekstrawertyczna Margaret Tatcher, jak i introwertyczna Indira Gadhi. Z siłą kojarzymy byłą pierwszą damę USA – Michelle Obamę, jak i seksowną Beyonce. Mocna w słowach i czynach jest Meryll Streep, która pomimo skończonych 60 lat jest nadal rozchwytywaną aktorką.
Siła może mieć różne postaci, ale aby ją wyzwolić, trzeba się oduczyć bycia grzeczną, zawsze miłą i poukładaną.
Zapomnij, że jesteś dobrze wychowana a podbijesz świat.