„Zapytano mnie, czy chcę zagrać dziewczynę Bonda. Powiedziałam – nie, nie czułabym się dobrze w takiej roli, ale chętnie zagram Bonda” – wyznała Angelina Jolie.

To akt odwagi, czy dowód normalności?
Mnie nikt nigdy nie zapytał, czy chciałabym być dziewczyną Bonda i zapewne nigdy to nie nastąpi. Ale czy chciałabym być archetypem kobiety kojarzonej z seksualnością, powabnością i potrzebą silnego ramienia? Nie. Mogę być powabna i mieć potrzebę co najwyżej silnego ego (oznaczającego barwną osobowość, wyrazistość, magnetyzm), co nie oznacza, że jestem, czy chcę być niezależna. Każdy jest w pewien sposób zależny. To największa słabość, a jednocześnie piękno ludzkiej natury.
Gdy miałam 17 lat powiedziałam rodzicom, że po maturze chcę dostać się do Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Ucieszyli się. Naprawdę chciałam być Jamesem Bondem. Pracowałam na to cholernie ciężko przez półtora roku. Chętnych na jedno miejsce było bardzo dużo. W tym czasie słyszałam od różnych osób, że nie mam szans się tam dostać i że powinnam odpuścić. Jeszcze bardziej się zawzięłam. Trenowałam, uczyłam się kilka godzin dziennie. Czy było warto? Czy stałam się Bondem, czy może udowodniono mi, że dziewczyna nigdy nie będzie traktowana tak samo, jak chłopcy? Nie chcę w tym artykule prać brudów mojej pierwszej Alma Mater. Z pewnością można zarzucić im naprawdę wiele, ale nie po to piszę ten artykuł.
Był jeden moment, gdy pełniąc dyżur na kompanii, musiałam wejść na zajęcia z prawa. Obowiązkiem dyżurnego było zasalutować, a potem przekazać informację prowadzącemu. Prowadzący w tamtym czasie zajęcia, komisarz P. wydawał mi rozkaz ponownego zasalutowania, potem jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze kilka razy, aby „mnie nauczyć”, jak powinno wyglądać „właściwe” salutowanie. Scenie towarzyszył podkład audio w postaci śmiechu męskiego plutonu. Psychiczny gwałt grupowy. Nie, nie czułam się Jamesem Bondem. Już nie chciałam nim być w takim środowisku.

Kiedy poczułam się „bondowsko”? Jak odeszłam z policji i stałam się SpecBabką – czyli kobietą, która nie walczy o równość, czy wyjątkowość kobiet, tylko ją „ROBI”. I wtedy pomyślałam, że nie chcę być Bondem. Chcę być SpecBabką, bo SpecBabka jest fajniejsza. Być może najlepszym rozwiązaniem niektórych problemów nie jest zaginanie rzeczywistości, tylko stworzenie jej od podstaw.
Moje marzenie – stworzyć społeczność, która będzie dumna ze swojej płci, bez uprzedzeń, bez dyskryminacji. Jeśli myślisz, że nie masz wpływu, to naprawdę go nie masz. Pisarka Alice Walker napisała, że „Najczęściej ludzie rezygnują z władzy, bo myślą, że jej nie mają”.
Ostatnio pewna firma, wynajęła mnie, żebym podczas firmowego wystąpienia uświadomiła menedżerom, jak duży wpływ mają oni na pracowników. To jedno z moich ulubionych wystąpień, bo szalenie wierzę w to, co mówię – że mamy na innych realny wpływ. Niezależnie od płci, stanowiska, charakteru relacji. Zdarzało się, że mężczyźni wypłakiwali się na moim ramieniu. Być może brzmi to pretensjonalnie, ale z drugiej strony to takie „ludzkie”. Nie chełpię się tym. Faceci w dzisiejszych czasach też nie mają łatwo. Szok nowych ról społecznych dopadł także ich. Z playboyów, żywicieli rodzin, zdobywców, mężczyźni w obliczu dzisiejszych wymogów muszą się stać czułymi partnerami, troskliwymi ojcami, i gosposiami, których nie upokarza robienie prania i prasowania. Czy to oznacza, że Kobiety mogą poczuć się w sferze zawodowej równe? Czy jesteśmy traktowane partnersko? Bynajmniej nie. Fakty:
Badania już dawno udowodniły, że sukces i sympatia w przypadku mężczyzn się łączą, a w przypadku kobiet nie. Kiedy kobieta jest kompetentna, wydaje się być niemiła. Podczas, gdy u mężczyzn ta cecha jest postrzegana jako oznaka profesjonalizmu. Profesorowie Frak Flynn i Cameron Anderson w 2003 roku zrobili eksperyment, który badał postrzeganie kobiet i mężczyzn w miejscy pracy. Gdy badani dostali opis kobiety sukcesu – Heidi Roizen, która była inwestorką wysokiego ryzyka, miała liczne kontakty i dużą otwartość – ocenili ją jako kompetentną, ale samolubną. Nie chcieliby z nią ani pracować, ani jej zatrudnić. Wystarczyło, żeby eksperymentatorzy zmienili imię opisywanej osoby z Heidi na Howarda, aby kolejna grupa oceniła opisywaną osobę jako człowieka sukcesu, profesjonalistę, z którym chętnie podjęliby współpracę.
Wynika to z Raportu przygotowanego w ramach projektu „Równość kobiet i mężczyzn w procesach podejmowania decyzji ekonomicznych – narzędziem zmiany społecznej”. Tymczasem nawet Mark Zuckerberg, założyciel Facebooka twierdzi, że mężczyźni mogą się nauczyć wiele od kobiet w kwestii zarządzania. Niestety, w Polsce wciąż mamy do czynienia ze „szklanym sufitem” zbudowanym ze stereotypów, krzywdzącej tradycji i dyskryminacji. Nawet wykształcone i uzdolnione kobiety wciąż nie mają tych samych szans na awans, co mężczyźni. W Polsce na ważne debaty, także o demokracji, są zapraszani przeważnie sami mężczyźni. Nie docenia się profesjonalizmu kobiet, a ich urodę traktuje się jak przeszkodę.
Zjawisko tak zwanego tokenizmu mówi o tym, że większość, czy grupa dominująca tworzy wrażenie „równości” poprzez pozorne zaproszenie mniejszości do swojego grona, czy dopełnienia władzy. Tokenizm najbardziej widoczny jest w polityce i na rynku pracy, w Polsce szczególnie w odniesieniu do kobiet. Przykład – mamy dziś u władzy panią premier, ale czy to oznacza, że kobiety w równym stopniu są dopuszczone do władzy? Czy pani premier to Kobieta Żeton?
Nieliczne kobiety, które pokonały „szklany sufit” i zajęły wysokie stanowiska w swoich firmach, zyskały miano „honorowych mężczyzn” i stały się najbardziej oddanymi strażniczkami starego układu sił, patriarchatu. Zjawisko o nazwie „podciąganie drabiny” to utrudnianie awansu innym kobietom przez te, którym udało się wspiąć po szczeblach kariery. Odczułyście na własnej skórze?
Założycielki firmy Negotiating Women, Carol Frohlinger oraz Deborah Kolb zauważyły, że kobiety mają przekonanie, że ich ciężką pracą w końcu ktoś zauważy i nałoży im na głowę diadem. Frohlinger i Kolb nazwały to syndromem diademu. Oczywiście, w idealnym świecie tak to powinno wyglądać. Rzeczywistość jednak nie jest tak kolorowa. Trzeba się upominać o swoje, niezależnie, jak dobrze wykonujesz swoją pracę.
Mówimy o opiece nad dziećmi, osobami starszymi, niepełnosprawnymi i obowiązkami domowymi wykonywanymi przez kobiety. Nieodpłatna praca kobiet to iście różowa strefa. Szara strefa to dochody ukrywane przez obywateli, różowa strefa to dochody z pracy ludzi, ukrywane przez państwo. Takich przykładów można podawać w nieskończoność. W Polsce mamy także wciąż do czynienia z tak zwaną karą za macierzyństwo. Kobiety posiadające dzieci są postrzegane jako mniej profesjonalne, mniej racjonalne. Cierpią na tym także ich zarobki. Sytuacja zatem nie przedstawia się kolorowo. W dzisiejszej Polsce wciąż stawiamy czoła systemowi, stereotypom, krzywdzącej tradycji, kulturze, a w efekcie dyskryminacji. Głowa do góry! Mimo wszystko, według Helen Fisher, amerykańskiej antropolożki „Kobiety na naszej planecie nie były nigdy tak wykształcone, tak interesujące, atrakcyjne, zdolne jak dziś”.
1. Przestań myśleć „Nie jestem gotowa”, a zacznij myśleć „Chcę to robić i nauczę się tego”.
2. Miej świadomość, że każda korporacja, każdy biznes (mały i duży) potrzebuje różnorodności, bo to jedyny sposób na rozwój, elastyczność, uniknięcie kryzysów i poradzenie sobie z problemami To ważne argumenty, które powinien wziąć do serca każdy prezes prowadzący firmę, każdy dziennikarz prowadzący debatę i każda szefowa stosująca technikę „podciągania drabiny”.
3. Uświadom sobie, że masz wpływ i masz władzę. Mądrze wywieraj wpływ, ale nie manipuluj. Łatwo wyczuć różnicę, choćby intuicyjnie.
4. Zapomnij o niecnych sposobach wspinania się po szczeblach kariery – takich jak seks, uległość, spełnianie wszystkich zachcianek swojego szefa. Uległością nie można wynegocjować szacunku.
5. Odmawiaj i stawiaj słupki graniczne, których nikt nie ma prawa przekroczyć. O sztuce odmawiania, na łamach SpecBabki pisała Malwina Faliszewska w poprzednim artykule.
6. Bądź widoczna, wykorzystaj psychologiczny efekt czystej ekspozycji. Im więcej Ciebie widać, tym częściej się o Tobie myśli i tym bardziej się Ciebie lubi (w uproszczeniu).
7. Buduj partnerskie relacje. Najsilniejsze związki rodzą się z prawdziwych relacji.
8. Fake it till You make it, czyli udawaj, a z czasem się nauczysz. Richard Branson zwykł mawiać, że jeśli ktoś Ci składa wspaniałą propozycję, a Ty czujesz, że nie potrafisz tego zrobić, powiedz „tak”, a później się tego naucz.
9. Domagaj się awansu. Być może towarzyszy Ci „syndrom diademu”. Jeśli pracujesz dłuższy czas, dając z siebie naprawdę dużo, a nikt tego jeszcze nie zauważył, nie oczekuj, że tak się stanie, musisz sama się upomnieć.
10. Nie staraj się wszystkich uszczęśliwiać. W ten sposób nie zajdziesz za daleko. Trzeba przyjąć, że ktoś się obrazi, kogoś rozczarujesz, ktoś będzie zazdrościł. To się nazywa życie. Psy szczekają, karawana jedzie dalej.
11. Rozwijaj się. Rozwijaj się na różne sposoby, intelektualnie, emocjonalnie, nabywaj umiejętności miękkie i twarde. Inwestycja w siebie nigdy nie jest inwestycją straconą.
Nie można mieć wszystkiego, to jasne. Zawsze coś jest kosztem czegoś innego. Nie spotkałam człowieka, który mógłby powiedzieć „Mam w życiu wszystko”. Nie można się poświęcać tylko dla kariery, ale też nie można pół życia spędzać na prowadzeniu domu. Nasz błąd polega na tym, że chcemy wywiązywać się ze wszystkich obowiązków, i domowych, i służbowych. Nie próbuj tego, grozi to chorobą, wypaleniem, albo załamaniem nerwowym. Nie bądź doskonała! Jeśli masz takie zapędy wróć do artykułu „Chu… Pani Domu”.
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł zapisz się na newsletter. To daje gwarancję na nasz stały kontakt 🙂
P.S. A czy Ty zagrałabyś Bond’ę?
Klaudia