Patent na punktualność wydaje się prosty – wystarczy przychodzić wcześniej. W praktyce, to niezbyt pomocna rada, bo zjawisko jest złożone. Przyczyny spóźnień są różnorodne i to do nich dostosowuje się sposoby działania.
Co konkretnego można więc zrobić, by być na czas, gdy już na serio zdecydujemy się powalczyć o punktualność? Oto kilka innych podpowiedzi:
Budować korzystne nawyki. Przez większość dnia działamy w trybie automatycznym – myślimy, czujemy i działamy według prawie nieuświadamianych schematów. Niektóre warto zmienić, np. budzić się i wstawać wcześniej. Nie wyłączać budzika przed podniesieniem się z łóżka, umieścić go poza zasięgiem ręki. Nie ustawiać kolejnych drzemek w telefonie. Drzemki, ignorowane przez godzinę, w rzeczywistości odbierają godzinę wartościowego snu! Zdeterminowani do wcześniejszego wstawania wspomagają się wzajemnie w internecie. Uczestniczą w wyzwaniach w mediach społecznościowych. Setki osób! Wytrącają siebie z dotychczasowych rutyn, by budować lepsze.
Wczesne wstawanie sprawia trudność, gdy cierpimy na przemęczenie i stały deficyt snu. Josh Davis, autor książki „Dwie niezwykłe godziny” pisze: „kluczem do osiągania fantastycznych poziomów efektywności jest ścisła współpraca z naszą biologią”. To ważne. Wiele osób zauważa, że jeśli tylko pozwolą sobie na wystarczającą im ilość snu, ich organizm sam ureguluje rytm i nawet bez budzika będzie aktywizował się o stałej porze.
Kolejna sprawa to trafna ocena czasu na dotarcie na miejsce. Niemała to sztuka,wymaga treningu. Trzeba pamiętać, by szacując, dodawać momenty oczekiwania na przystankach, dojścia do budynku, oczekiwanie na windę. Przyda się też korzystanie z bieżących wiadomości o przeszkodach na drodze: korkach, remontach, szczególnych warunkach atmosferycznych czy imprezach masowych. Wystarczy wtedy uwzględnić odpowiedni margines czasowy.
Planowanie dnia to też bardzo dobry pomysł. Czy spontaniczna mama nie ryzykuje zbyt późnego przyjścia po dziecko w przedszkolu, gdy w drodze „tylko na sekundkę” wpada do galerii handlowej, po czym odzyskuje kontakt z rzeczywistością po godzinie? Spontaniczność źle komponuje się z punktualnością. Można jednak z góry ustalić czas na akcje konieczne i przyjemnościowe.
Pomiędzy dziennymi rutynowymi zadaniami warto z góry projektować krótkie przerwy, na wypadek, gdyby któreś zabrało więcej czasu.
Jakie są typowe pułapki na spóźnialskich? Zawieruszone klucze, okulary, portfel. Stałe miejsce dla rzeczy ma sens. Brian Tracy, autor klasycznej już pozycji „Zarządzanie czasem” kładzie tak duży nacisk na planowanie zajęć i porządkowanie przedmiotów, że z właściwym swej profesji zaangażowaniem pisze: „Szacuje się, że każda minuta poświęcona na planowanie pozwala zaoszczędzić dziesięć minut pracy”. Kusząca perspektywa.
Asertywność – niezbędna, gdy ktoś gadulstwem trzyma nas przy telefonie, przedłuża zebranie albo sam przychodzi za późno. W konsekwencji to my spóźniamy się. Mamy prawo sprzeciwiać się zawłaszczaniu naszego czasu. Stanowczo i kulturalnie.
Zdecydowanie niekorzystnym nawykiem jest robienie kilku rzeczy na raz, multitasking. Odnosimy mylne wrażenie, że przyspiesza działanie. W rzeczywistości osłabia efektywność i zaburza poczucie czasu. Lepiej po kolei skupiać się na każdej czynności. Przecież, gdy Indiana Jones ściga startujący samolot, nie rozgląda się jednocześnie za walizką!
Choć to dziwne, można spóźniać się z powodu obawy przed przybyciem za wcześnie. Czekanie dla niektórych osób wiąże się z tak nieznośnym napięciem, że starają się przychodzić na ostatnią minutę. Lepiej nie! Czas oczekiwania nie jest stracony, gdy wcześniej zaplanuje się czynności niewymagające dużego skupienia: sprawdzanie poczty w telefonie, czytanie, przypadkowe pogaduszki czy „bujanie w obłokach”. To ostatnie, pozornie nieproduktywne, dla psychiki ma sens – sprzyja kreatywnym rozwiązaniom i długoterminowemu planowaniu. Ot, my czekamy, a mózg w tle rozwiązuje nasze problemy.
Na koniec, przyczyna spóźnień nieco bardziej złożona – psychologiczny konflikt wewnętrzny. Nie mamy ochoty gdzieś iść, ale z jakiegoś powodu to robimy. Spóźnienie jest wtedy formą oporu. Pracownik, nielubiący swojej pracy, często spóźnia się do niej. Może deklarować przed innymi i sobą chęć przychodzenia punktualnie, ale jego skonfliktowane motywacje i tak po cichu go sabotują. Jeśli źródło nie od razu jest widoczne, nie zaszkodzi poszukać głębszych przyczyn.
Sposoby i sposobiki są ważne. Równie istotne – własne przekonania i wartości.
Dobrze jest znać swoje „dlaczego?” i „po co?”. W imię czego chcemy wstawać wcześniej? Czy ważniejsze jest dziecko, czy przyjemności z galerii? Dlaczego uznawać (bądź nie) społeczne umowy? Czy uczucia innych są ważne? Dlaczego własny wizerunek jest/ nie jest wartością?
Kto zna odpowiedzi, łatwiej znajduje maksymalnie skuteczne patenty na siebie samego.
Wszyscy mamy doświadczenia związane ze spóźnieniami. Zapraszam do komentowania 🙂
Barbara Tuz – Od 30 lat swoją pracą domową tworzy bezpieczną przestrzeń dobrych relacji. Obecnie przenosi ją również poza rodzinę. Akceptuje, współpracuje, bawi, korzystając z humanistycznego wykształcenia.