A dlaczego by tego życia nie zmarnować? Wiele razy próbowałam i okazało się, że to nie takie proste. Bo gdy znajduje się na życiowym zakręcie, to zazwyczaj z niego wychodzę na prostą, trochę już zmieniona. Inaczej podchodzę do zaistniałego problemu, z większym dystansem i jakąś mądrością. Czasami ktoś mi w tym pomaga, a czasami po dłuższym dołku sama doznaje oświecenia. Jak to się dzieje? Prof. Janusz Czapiński, znany psycholog społeczny, autor „Psychologii szczęścia” jest zdania, że nawet po najbardziej tragicznej sytuacji życiowej, jesteśmy w stanie się podnieść. Najważniejsze jest w tym danie sobie czasu na zmobilizowanie w sobie sił odpornościowych związanych z wrodzoną wolą życia.
Moje zawirowania życiowe, powodujące chęć utopienia się w butelce wina czy samotną ucieczkę w Bieszczady, póki co (na szczęście!) dotyczą moich wyborów związanych z budowaniem własnego gniazda rodzinnego czy drogi zawodowej.
Tak było z moim pierwszym własnym mieszkaniem. Miałam konkretne wyobrażenia o tym, ile ono mi da szczęścia, swoje, po swojemu, mój gust i smak i w ogóle, zawsze mnie to interesowało. Tyle tylko, że nie wzięłam pod uwagę tego, że nie będę decydować o tym wszystkim sama, bo to nasze a nie tylko moje. No i się zaczęło zderzenie dwóch światów, mocna życiowa lekcja. Dotarło do mnie, że moje, a właściwie nasze mieszkanie jest miejscem, gdzie my mamy się dobrze czuć przede wszystkim, bez względu na standard w nim panujący. I postanowiłam sobie „pomarnować” życie w swoim M2.
Wtedy zaczęłam sobie zadawać pytanie: Kto decyduje o tym czy czuję się szczęśliwa? Ja czy inni? Czy może trochę ja i trochę inni?
I skąd biorą się nasze przekonania, że jeżeli na przykład kupimy sobie nowy samochód, czy większe mieszkanie albo zdobędziemy kolejny awans społeczny, to trwale poprawimy sobie nasze samopoczucie?
albo
Wierzymy, że ci, co mają duży dom z ogrodem, są bardziej szczęśliwi od nas?
Okazuje się, że ulegamy iluzji!
Szczęście hedonistyczne nie jest funkcją osiągnięć czy postępu, a jednak większość ludzi w to wierzy: jeszcze tylko napiszę jedną książkę, jeszcze tylko schudnę 5 kilo – a będę dużo szczęśliwszy niż dotychczas. Niestety tak nie będzie, bo ulegamy tylko złudzeniu hedonistycznemu, które wynika z fałszywego postrzegania źródeł szczęścia koncentrującego się na czynnikach zewnętrznych i przecenienia wpływu przewidywanych zdarzeń pozytywnych na emocjonalny dobrostan. Uleganie mu, czyli wierzenie, że prawdziwe szczęście kryje się za horyzontem dotychczasowych osiągnięć, związane jest być może z egocentryzmem genu, który oznacza dbałość nie o interes jego indywidualnego nosiciela, ale o interes wszystkich, którzy z nim ten gen podzielają, w istocie o interes gatunku. Możliwe że tylko dzięki temu indywidualnemu złudzeniu możliwy był postęp społeczny, np. kupujesz nowszy model samochodu, tym samym zapewniasz ludziom nieznanym pracę w fabryce, urzędzie komunikacji, rafinerii, stacji benzynowej itd.
Iluzję hedonistyczną podtrzymuje i wzmacnia skłonność do koncentrowania uwagi na wybranym elemencie sytuacji a ignorowaniu kontekstu całości.
Ciekawym zjawiskiem jest również tzw. złudzenie patetyczne, które polega na przecenieniu psychologicznych efektów niepowodzeń i nieszczęść spotykających innych ludzi. Oceniamy, że osobom, którym zmarł ktoś najbliższy, które straciły majątek czy się rozwiodły albo dotknęła je choroba, są bardziej załamane niż ma to miejsce w rzeczywistości. Jednak często, gdy już takie nieszczęście człowieka spotyka, to nie odbiera mu ono radości z życia na długo, a na pewno nie na zawsze. Ludzie są silniejsi w zwalczaniu swojego nieszczęścia niż im się wydaje, zanim to nieszczęście ich dopadnie.
Według prof. Janusza Czapińskiego „Złudzenie patetyczne wynika z tego, że negatywne zdarzenia dotykające innych ludzi są dla obserwatora odpowiednikiem przewidywanych, a nie doświadczonych strat. W związku z tym ich efekty psychologiczne, a zwłaszcza ich trwałość, są radykalnie przeceniane. Złudzenie hedonistyczne natomiast wynika z przeceniania przewidywanych zdarzeń pozytywnych. Oba złudzenia odgrywają niezwykle pożyteczną rolę: pierwsze mobilizuje nas do unikania zła, drugie zwiększa społeczne korzyści z naszych działań.”
I co na to powiecie?
Ja osobiście regularnie ulegałam tym dwóm iluzjom, zwłaszcza hedonistycznej. Często wydawało mi się, że jeśli nie będę mieć tego czy tamtego, to nie jest dobrze. Życie mnie hartowało i z braku pieniędzy czy ograniczoności czasowej nauczyło skupiać się na tym co już posiadam czy przeżywanych chwilach jak picie kawy w samotności. Im jestem starsza, tym mocniej mam poczucie, że szczęście to stan umysłu.
Karolina Grochowska-Woźniak – od 3 lat głównie w roli mamy. Zawodowo zajmuje się promowaniem kultury i jest świeżo upieczonym coachem. Uwielbia muzykę, zwłaszcza kobiece głosy.