03/21/2016

Szkoła przetrwania. SpecMama i misja „Basen”

Malwina Faliszewska
Zapisz się na newsletter i otrzymuj specnewsy

– Idziemy na basen, oznajmiłam. – Hurra!!!!! – krzyczą dziewczyny –  super, ekstra, kochana mama! – Ale jeszcze chwila. Pójdziemy za jakieś 2 godziny. Muszę przygotować obiad. Już mnie nie słuchały, pobiegły do swojego pokoju szykować niezbędne akcesoria. – Mamooo, leci Lila niosąc w ręku trzy kostiumy. – Który wziąć? Ten z rybką, czy z Hello Kitty, czy ten różowy? – Weź różowy, mówię.  – Ale on nie ma żadnej postaci –  patrzy zatroskana Lila z miną, jak bym co najmniej oznajmiła, że pozostałe dwa kostiumy ulegną destrukcji z powodu nie wybrania ich dziś na basen. – No to weź ten z rybką, też jest ładny – dodaję pośpiesznie, bo czuję, że mamy niepotrzebny problem. – Dobrze –  mówi w biegu Lila, lecąc do swojego pokoju, aby spakować kostium. W drzwiach stoi już Maja i również ma trzy kostiumy w rękach i dylemat na twarzy… – Który wziąć mamusiu? – pyta. – Ten z Barbie, z Peppą czy niebieski w kropki? – Weź z Barbie, ładnie Ci w nim – uśmiecham się. – Ale martwię się, że będzie mnie drapał… – Przecież chodziłaś w nim w wakacje i nic cię nie drapało. – No sama nie wiem… to może włożę ten z Peppą…, tylko nie wiem, czy i ten nie będzie mnie drapał. Powoli czuję lekkie napięcie, które zaczyna ściskać mnie gdzieś w brzuchu, ale próbuję zrozumieć swoje dziecko. Czytałam kiedyś o tym, że są dzieci, które mają nadwrażliwość na dotyk i myślę, że moje starsze dziecko posiada właśnie tę przypadłość. – Wiesz, to może po prostu przymierz te kostiumy i sprawdź, w którym Ci jest najwygodniej, masz czas, bo ja jeszcze muszę skończyć coś w kuchni. – Dobrze – mówi i znika. Leci do mnie Lila z kostiumem z Hello Kitty… – Mamo pomóż, bo się ramiączka poplątały. Odplątuję więc cierpliwie ramiączka i z uśmiechem stwierdzam, że jednak rybka nie wygrała konkursu na kostium godny dzisiejszej wizyty na basenie. Już chcę kontynuować przygotowanie obiadu, kiedy słyszę płacz z pokoju. Idę… – Co się stało? – pytam. – Bo ten kostium mnie draaaapieee – przez łzy mówi Maja. – To załóż inny, przecież nie musi być ten z Peppą.. – Pomożesz mi zapiąć…? No wiec szybka zmiana kostiumu ze świnką na kostium z Barbie. Leży pięknie. Uff… – Ślicznie wyglądasz, uśmiecham się. Jest ok? – No nie wiem sama – wygina się moje starsze dziecko. –  Może trochę poluzuj mi ramiączko. Poluzowuję wiec… – Jest ok? – pytam. – Hmm, jeszcze troszkę. Poluzowuję więc jeszcze troszkę. – Już ok? – No sama nie wiem, a czy w basenie też będę to tak czuła? – Jak kochanie? – No tak, że mnie tak ściska. – Ale jak ściska? Przecież masz luźny ten pasek. – No bo tak mi dziwnie jakoś. – Myszko, na pewno na basenie będzie ok, odzwyczaiłaś się i w wodzie na pewno nawet nie będziesz zwracać na to uwagi. – No dobrze- mówi Maja, ale czuję, że sama w to nie wierzy. Wracam do kuchni, próbuję zacząć przygotowywać obiad. Lila biegnie. Mamo, który wziąć plecak? – Ten większy, różowy – mówię z przekonaniem. – Ok mamusiu – mówi w biegu, ale już po chwili wraca upewnić się, czy na pewno wziąć ten różowy, czy jeszcze inny, który znalazła w kształcie króliczka. Zastanawiam się, czy mają tam u siebie w pokoju jakieś pudełko bez dna, z którego wyciągają te kostiumy, plecaki i wszystkie inne akcesoria. W międzyczasie udzieliłam jeszcze niełatwych konsultacji dotyczących gumki do włosów – odradziłam z trudem tę z doczepianymi tęczowymi włosami, bo pod czepkiem i tak nie będzie jej widać, szamponu do włosów, nie z hipciem na obrazku tylko z wróżką, bo ma mniejsze opakowanie oraz kilku jeszcze małych drobiazgów. Okazało się, że niezbędne są również śniadaniówki na kanapki, butelki z wodą i sokiem porzeczkowym od babci i mus owocowy. Prowiant godny prawdziwych pływaków! Myślałam, że mamy już wszystko, ale ponownie usłyszałam płacz Mai walczącej z kostiumami. Przybyła do mnie tym razem w lekko za dużym dwuczęściowym kostiumem z prośbą o wycięcie metek. To już czwarta opcja, bo w sumie w kropki niebieski był ok, jednak  nie miał żadnej postaci więc nie był odpowiedni. Przez chwilę pożałowałam samej propozycji pójścia na basen. Pożałowałam również, że moje dzieci mają zamiast jednego kostiumu pięć… Ale nadal nie dałam się wyprowadzić jeszcze z równowagi. Ostatecznie wyszłyśmy z domu, co nie było takie oczywiste. Każda ze swoim plecakiem, ja oczywiście z największym bo oprócz swoich rzeczy musiałam zapakować klapki, szlafroczki, ręczniki, portfel i lekko skołowana z radością przekroczyłam próg domu w towarzystwie radosnych i gotowych na świetną zabawę córek. Problem zaczął się już na bramce na pływalni, bo obrotowe metalowe urządzenie przestraszyło Lilę i popchnęło ją gwałtownie, że wylądowała na kolanach po tym jak przyłożyła opaskę chipową do czytnika.  Cieknące łzy udało się szybko zatamować. W szatni okazało się, że każda ma ze sobą oprócz bielizny, czepka, okularów akcesoria pływackie, bagatela – dwa koła ratunkowe, rękawki, dmuchanego Kubusia Puchatka, piłkę… Udało się! Przekroczyłyśmy prawie próg szatni, kiedy słyszę moje ulubione, zawsze wypowiedziane w odpowiednim momencie – Mamoooo siku. – Ok, to idź – mówię. – No to potrzymaj- słyszę. Mam więc w rękach, dwa koła ratunkowe, Kubusia puchatka, piłkę i dwa szlafroki i słyszę – pomóż mi rozłożyć papier na deskę.  I czuję, że gdybym mogła ziać ogniem to właśnie w tym momencie, cała pływalnia spłonęłaby w pięć sekund. Wreszcie jesteśmy w basenie, koła na brzuchach były atrakcją przez pierwsze dziesięć sekund. Pada pomysł, aby iść na rurę i zjeżdżać. Kiedyś już świetnie się tam bawiłyśmy więc ruszamy po krętych schodach na górę. Już mamy zamiar stworzyć swój zwyczajowy pociąg –  Maja, potem ja i Lila u mnie na kolanach, kiedy nie wiedzieć czemu Lilę ogarnia trwoga przed pryskającą na początku rury wodą. Mamy więc problem. Zaczyna się tworzyć za nami kolejka, kiedy próbuję wytłumaczyć mojemu łkającemu dziecku, że zasłonię jej oczy ręką i podniosę do góry, tak że nic nie naleje jej się do oczu. Po chwili czuję, że moja próba tłumaczenia nie ma sensu, bo chyba i tak mnie nie słychać, woda szumi, moje dziecko wydaje jednostajny jęk z niezwykle krótką przerwą na oddech, wielkie jak groch łzy płyną po policzkach, gil z nosa i obok wściekła Maja, która już nie może doczekać się kiedy zjedzie z rury. Przepuszczam kolejno osoby z kolejki. O…  przepuszczam ponownie te same osoby, które już zdążyły zjechać i wrócić. Poddaję się. Schodzimy –  oznajmiam. Lila się uspokaja. Maja w ryk. Padają epitety i moje dzieci piorunują się wzajemnie pełnym nienawiści wzrokiem. Słyszę jak dźwięczy mi w uszach „To przez Lilę”, „To wszystko przez Maję”, „Bo ona…” W tym momencie sama mam ochotę usiąść i płakać. Żałuję, że nie mam przycisku, który mógłby mnie teleportować z powrotem do domu do momentu w którym wesoło, pełna radości zaproponowałam ten cholerny basen. Schodzimy po krętych schodach, mijają mnie ludzie, który po raz trzeci już mają zamiar oddać się radosnemu zjeżdżaniu rurą. Robię kalkulację czasową:

Czas operacji Basen: 2h 1 minuta. Jestem jakoś dziwnie wykończona, a moje dzieci tuż po wyjściu z budynku pływalni pełne radości rozpoczęły wyścigi do samochodu. Rzecz jasna w najlepszej komitywie jak przystało na kochające się siostry… specmama Chętnie przeczytam inne misje specjalne SpecMam 🙂 Podzielcie się ze mną swoimi przygodami w komentarzach 🙂 Malwina